poniedziałek, 19 lipca 2010

Trójmiasto!!!:D

"Nienawidzę poniedziałków!!"

Ale ten był fajny:) Ruszyliśmy jak zwykle z samego rana... Najpierw śniadanko - tym razem pod POLO MARKET:) i ruszamy w drogę...

Naszym celem jest Gdańsk!! Niestety nie mamy zielonego pojęcia, gdzie tam bądziemy spać... :( Pogoda w miarę okej!! Nie za ciepło, nie za zimno...:P Jedzie się dobrze i szybko... 
Kierujemy się wskazówkami mapy, aby nie zabłądzić... Niestety mapa nie uwzględniła pewnego odcinka drogi (gdzieś za Błądzikowem - wymowna nazwa), gdzie remontowano drogę na szczęście okazała się w miarę przejezdna dla naszych jednośladów.:)
Kolejny przystanek w Rzucewie, przy zamku Jana III Sobieskiego i malowniczym molo.

Jakiś tubylec nam trochę poopowiadał o zamku i o tym jak kiedyś do morza było stad spory kawałek, a teraz morze znajduje się praktycznie przy samym zamku.
Foteczki gotowe więc komu w drogę, temu trampki...:P
Tuż przed samą Gdynią - w Rumi, Marek mówi: Popatrzcie! Tutaj mieszka pan Stasiu. Szkoda, że jest w Concordii, bo byśmy go odwiedzili... 
Jesteśmy w Gdyni. Żadnych ścieżek rowerowych:( trzeba jechać miastem... albo drogą z samochodami, albo chodnikiem między pieszymi... tak nam poradziła lokalna pani policjantka!!:) Dopiero w Gdyni Orłowo wskakujemy na ścieżkę rowerową, która prowadzi wzdłuż morza, aż do samego Gdańska... problem ten sam co na Helu: wielu pieszych na ścieżce rowerowej!!:(
Robimy sobie przystanek w Sopocie. Asior, Alut i Michał stwierdzili, że chcą na molo...  reszta na nas czeka:)
nie można nie napisać, że Michał zapomniał o tym, że Alut to jeszcze student i kupił mi normalny bilet!!!! 0,50zł w plecy...:D 
Na molo jak to na molo... machaliśmy do kamery TVN ale chyba nas nikt nie widział!:) Poza tym coś tam budują i było w połowie zamknięte...

Dalej nie wiemy co z noclegiem w Gdańsku! Dzwonimy do miejscowych Franciszkanów, ale niestety nie było głównego Ojca tylko jakiś młody Brat - kazał zadzwonić później! My już nie dzwonimy, ale jedziemy z nadzieją, że jak zapukamy do drzwi to nas przyjmą...
Do Gdańska jedzie się szybko - tradycyjnie przeszkadzają piesi na ścieżce... ale co z nimi zrobić?? chyba tylko rozjechać można to wtedy nauczą się, że ścieżka rowerowa - jak sama nazwa wskazuje, jest dla ROWERÓW!!!:P
Jesteśmy w Gdańsku - a raczej na jego obrzeżach... Franciszkanie mieszkają na ulicy Oliwnej. Nasza Ciotka (czyt. GPS) prowadzi nas pod kościół... jak się później okazało nie do końca ten co trzeba...
Tutejszy Ksiądz proboszcz bardzo miły wskazuje nam drogę do Franciszkanów i proponuje ewentualny nocleg w swoich salkach w niezbyt komfortowych warunkach, ale zawsze coś!! Próbujemy jeszcze szczęścia u Franciszkanów, ale bezskutecznie... Na szczęście mamy alternatywę...:P
Salka okej... jest ciepło, jest połoga więc damy radę... gorzej z łazienką:( prysznic i ubikacje pozostawiają wiele do życzenia, ale przynajmniej jest się gdzie umyć!!
Krótka drzemka, coś na ząb i ruszamy na miasto...
Baltic Arena fot. Michał

Mamy dość daleko do centrum (5km) więc jedziemy na rowerach... jest ścieżka rowerowa więc spoko... przy samym dworcu ścieżka prowadzi jakoś dziwnie (albo po prostu to my źle pojechaliśmy), że wylądowaliśmy na jednym z peronów dworca PKP... ale stąd już centrum tuż tuż...
 
 

W samym centrum - na głównym deptaku nie można jeździć na rowerach. Także grzecznie przebijamy się przez gąszcz turystów prowadząc nasze jednoślady. Oczywiście po całym dniu jesteśmy bardzo głodni. W centrum Gdańska - drogo, ale udaje nam się znaleźć knajpę na łódce z w miarę optymalnymi cenami, porcje nie za duże więc będziemy musieli jeszcze odwiedzić McDonald's na dworcu.

Zajadamy się przysmakami z Mc:), kiedy to okazuje się, że Asia z Michałem muszą nas już opuścić... Mieli wyjechać jutro rano, ale polskie PKP ma okropne połączenia, szczególnie jeśli chodzi o przewóz rowerów... jest trochę po 20.00 a pociąg odjeżdża za godzinę - na szczęście bezpośredni do Bielska... więc szybko, czule się żegnamy!! Oni jadą się pakować, a my jeszcze trochę powałęsać się po Gdańsku...
Znajdujemy fajnego czołga...:)

A potem trafiamy na plac obok Stoczni Gdańskiej, gdzie NIE można jeździć na rowerze...
Wracamy do miejsca noclegu... Jest ok. 22.00 kiedy to dostajemy smsa z pozdrowieniami od s.Dalmacji - telefon do niej i po krótkiej rozmowie okazuje się, że pan Stasiu jest w Rumi.... My niestety jesteśmy już trochę za daleko i pora na odwiedziny już nie ta... Krótki telefon do pana Stasia - szkoda, że nie wiedzieliśmy wcześniej, że jest na miejscu...:(
podłoga nawet wygodna - pierwszy raz przydały nam się nasze karimaty...:] planujemy trasę na jutro i spać...

PODSUMOWANIE:
przejechane - 70km + 15km (w Gdańsku) = 85 km
nocleg - "Bóg zapłać" + 10 Zdrowasiek za osobę...:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz