czwartek, 15 lipca 2010

Kołobrzeg - Darłowo

Dzień kolejny... dziś pozwoliliśmy sobie troszkę dłużej pospać i wyjechaliśmy po 8.00. Najpierw małe zakupy i pierwsza wizyta w serwisie jeszcze w Kołobrzegu. Pan serwisant podokręcał, co tylko można było, a my w tym czasie zjedliśmy śniadanie.

fot. Aćka
Naszym celem jest Darłowo. Jeszcze nie wiemy, gdzie śpimy, więc w trakcie jazdy organizujemy sobie miejscówkę do spania... udało się!!:) bracia Franciszkanie z Darłowa zapraszają do siebie:)

Z Kołobrzegu wyjeżdżamy bardzo fajną ścieżką rowerową, która prowadzi przez park. Fajna trasa, jednak jechaliśmy o takiej godzinie (ok.10.00), że było na niej dużo pieszych niewiedzących do czego służy ścieżka ROWEROWA!!!!:) 
Pierwszy przystanek w lodziarni - bo jak zwykle bardzo ciepło. Spotkaliśmy tam fajną grupkę małych kolonistów (w wieku 3 - 5 lat), którzy bardzo zachwycali się naszymi rowerami i w ogóle fajowi byli!!:)
                                                              fot. Michał
                                                                                   fot. Michał

Kolejny przystanek przy latarni morskiej w Gąskach. Kolejny posiłek. Trochę wygłupów i jedziemy dalej. 


Teraz to już bezpośrednio do Darłowa. Jechaliśmy dosyć ruchliwą ulicą, mimo tego pewna krowa postanowiła zatarasować drogę Beci.:) Asior dostąpił małej kolizji, ale udało nam się dotrzeć w całości.

 fot. Aćka
Zakon Franciszkanów w Darłowie znaleźliśmy bez problemów. Pokoje dwuosobowe na poddaszu i łazienka z ciepłą wodą - nic więcej nam nie było trzeba. A wszystko za dobrą cenę - co łaska:)
Wymyci i pachnący postanowiliśmy trochę pozwiedzać Darłowo i zobaczyć tradycyjnie morze, którego nadal nie mamy dość. Jak się okazało Darłowo NIE ma dostępu do morza:D tylko Darłówek...:P ale to podobno niedaleko więc idziemy....:) szkoda, że nikt nie powiedział nam, że to 3,5km... jakbyśmy wcześniej wiedzieli to pojechalibyśmy na rowerach:) 
W Darłówku oczywiście jedzonko i nasz oklepany zachód słońca!!:) Na głównym deptaku przy morzu diabelski młyn - więc kto pierwszy??:> głupie pytanie... oczywiście Aćka:) a Becia razem z nią...:P
Potem jeszcze po jednym inżyniersko-magisterskim irlandzkim piwku dla każdego. Okazało się, że zmęczenie daje się we znaki, bo po połowie kufla wydawało się jakby wypiło się ze 4.:] a przed nami jeszcze 3,5km piechotą na nocleg... no ale jak zwykle daliśmy radę!! pełni optymizmu z niecierpliwością czekaliśmy na kolejny dzień...:P

PODSUMOWANIE:
przejechane - 80km
nocleg - co łaska, czyli w naszym przypadku 10zł od osoby

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz