niedziela, 2 sierpnia 2009

sweet Swiss...

Wyjazd do Szwajcarii planowany był już dawno. Pierwsze propozycje wyjazdu pojawiły się już chyba w marcu. Wtedy to wyglądać miało to zupełnie inaczej. Po pierwsze beze mnie... po drugie w dużo większym składzie. Na początku, jak to zwykle bywa, było mnóstwo chętnych. Później ekipa powoli się wykruszała, tak że w ostateczności został Piotrek, Aga, Natalia i Bazyl. Zostało też jedno wolne miejsce w samochodzie. Więc wybór padł na Aluta.:)
Alutek słysząc te wieści bardzo, ale to bardzo się ucieszył. Jednak pojawiło się kilka większych i mniejszych przeszkód. Pierwsza i kluczowa sprawa to operacja mojej nogi. Do samego końca nie było sprecyzowane, kiedy to będzie, a poza tym nie było wiadome jak będę się po niej czuć... No na szczęście wszystko w miarę się ułożyło. Z pewną obawą, Alut zdecydował, że jedzie.:) Jeszcze przed samym wyjazdem pojawił się kolejny problem... Paszport Aluta nieważny!!:( Jak wiadomo Szwajcaria nie należy do UE, więc teoretycznie na granicy trzeba mieć ważny paszport (później w praktyce okazało się, że ani razu nikt nas na szwajcarskiej granicy nie zatrzymał). A więc jak się okazało, iż mój paszport jest przeterminowany, ze strachem w oczach starałam się coś wykombinować... skoro już mój stan zdrowia pozwolił na wyjazd, to byłoby grzechem go zaprzepaścić przez jakiś głupi paszport... W efekcie udało mi się załatwić paszport tymczasowy ważny rok!! ufff....:D
Tak więc wyjazd w niedzielę rano!!:] Oczywiście nasze, a raczej Bazylowe, autko ma ograniczoną pojemność... Chłopcy nalegali, żebyśmy ograniczyły swoje bagaże:) ja się starałam, ale chyba do końca mi nie wyszło...:P nie wiem czy dziewczyny się starały, ale też im nie wyszło:D tak więc zapakowani po sam dach wyruszyliśmy o 6.00 rano z Katowic...
jedziemy do le Prayon - malutkiej miejscowości położonej w Alpach szwajcarskich blisko włoskiej i francuskiej granicy... 
Trasę do Szwajcarii wybraliśmy (tzn. chłopcy wybrali) przez Niemcy - miało być szybciej i nie trzeba płacić za autostrady. Jechało się nawet ok chociaż moja noga trochę mi dokuczała... ale dało radę:) Wszystkim dokuczała również pogoda - było bardzo ciepło, a samochód bez klimatyzacji.:( Niestety w Niemczech na autostradzie trafiliśmy na ogromny korek, w którym staliśmy ze 3 godziny, przez co nasza podróż bardzo się wydłużyła...

W trakcie jazdy mieliśmy stały kontakt z naszymi gospodarzami - Meinrad i Genevieve, którzy dzielnie na nasz czekali i przesyłali nam emsy:)

W końcu - o 0.00, po 18 godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce...:D Pan domu Meinrad przywitał nas polskim przysmakiem, czyli Bizon Vodka - Żubrowką:) Zjedliśmy pyszną kolację, oprowadzono nas po domu i położyliśmy się spać nie mogąc doczekać się jutra...:)


Aha... nie można zapomnieć o haśle dnia dzisiejszego...
"Monsieur Kracy" /alutek/ 
hasło wzięło się stąd, iż będąc już nie daleko celu naszej podróży, chłopcy zaczęli się zastanawiać, jak po polsku byłoby imię naszego gospodarza Meinrada...:) bo np. po francusku Pierre to Piotr, Agnes to Agnieszka itd. Wtedy Piotrek stwierdza, że nie wszystkie imiona można tłumaczyć, bo jak np. powiedzieć po francusku Pankracy??? i wtedy odzywa się zaspany Alut: Monsieur Kracy:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz