czwartek, 6 sierpnia 2009

Dzień 4 - Zermatt, czyli Materhorn...

Nie do końca wiedzieliśmy co dziś robić. Na początku miała być Genewa i Jezioro Genewskie... jednak większą ochotę mieliśmy na Zermatt, leżącego u podnóża Matterhorn - szóstego co do wysokości alpejskiego szczytu - 4478m n.p.m. - leżącego między Szwajcarią a Włochami.:) 
Głównym i najbardziej kosztownym punktem całego wyjazdu, było Chamonix. Od samego początku wiedzieliśmy, że tam pojedziemy i że szarpnie nas to najwięcej kasy. Decyzję o wyjeździe do Zermatt podjęliśmy już na miejscu, jednak budżet okazał się dość skromny, więc skupiliśmy się na samym spacerowaniu po miasteczku i okolicy... 
Najpierw dojechaliśmy samochodem do pobliskiej miejscowości, skąd kolejką do samego Zermatt, gdzie można poruszać się jedynie pojazdami napędzanymi elektrycznie.
Pierwszy przystanek w informacji turystycznej. Zaopatrzeni w ulotki i mapy ruszyliśmy w kierunku Rippelalp, gdzie podobno śliczny widok na Matherhorn. Pogoda nam się trafiła wymarzona, więc widoki były piękne już z samego miasteczka. 
nowy statyw??:>
na cmentarzu alpinistów, którzy zginęli na Matterhorn
Naszym celem była polana Rippelalp tuz za miastem, jednak upał i zmęczenie po intensywnych kilku dniach dawały się we znaki... Spacer zakończyliśmy na skałkach z pięknym widokiem na Matterhorn. Tam rozbiliśmy mały 'obóz' i zjedliśmy drugie śniadanie...:)

fot. Tala
fot. Tala





fot. Tala
fot. Tala
fot. Tala
fot. Tala
fot. Tala

W trakcie postoju zaczęliśmy planować prezent urodzinowy dla naszego gospodarza Meinrada, który obchodził tego dnia 50lat. Mieliśmy zamiar odwiedzić go wieczorem, więc napisaliśmy do niego smsa z pytaniem czy jest możliwość spotkania. i o dziwo okazało się, że Meinrad z żoną są w Zermatt:) No więc umówiliśmy się na wspólną kawę w centrum...:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz