miała być bardzo wczesna pobudka... oczywiście obiecanki cacanki:P tylko dzielny Piotrek wstał na tyle wcześnie (ok.4.00) aby razem z Nicolasem wyprowadzić krowy na pastwisko... reszta słodko spała na sianku:) w końcu wstaliśmy na śniadanie...:P później wszyscy razem mieliśmy okazje zobaczyć jak Nicolas robi ser la clee oraz piwniczkę, w której to sery te dojrzewają...
Tego dnia pogoda nieco się zepsuła - było pochmurno, wilgotno i mglisto, Koło południa wróciliśmy do Prayon, aby przygotować kolację na wieczór z Meinradem:) Chcieliśmy zrobić jakieś typowo polskie danie. Niestety na bigos w Szwajcarii brakowało nam składników i umiejętności... Więc wybór padł na zupę serową w wykonaniu Aluta i Piotrka oraz ziemniaki z mizerią i karminadlami, czyt. mielone. Udało nam się zdobyć potrzebne składniki, więc do dzieła:P
Wieczorem jeszcze na niedzielną Mszę w j. francuskim - trzeba było to wziąć na wiarę:) pośmialiśmy się trochę z miejscowych - nie ma to jak pójść do kościoła w eleganckiej koszuli, arbajcie i w gumowcach o_O
Po mszy razem z naszymi gospodarzami i Grande Mama pojechaliśmy 'do nas' - chez nous;-) Złożyliśmy Meinradowi życzenia urodzinowe i wręczyliśmy prezent przywieziony, aż z Polski - obraz i krupnik - Meinradowi dalej bardziej smakuje Żubrówka. Obiad chyba im smakował - nam bardzo!!:) Meinrad zaczął nas częstować różnymi dziwnymi trunkami - począwszy od polskiej Żubrówki skończywszy na włoskim bardzo słodkim i bardzo zimnym winie.
Czas minął nam szybko i bardzo przyjemnie. trzeba jeszcze posprzątać bałagan i jutro wracamy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz